piątek, 4 marca 2011

Dziennik pokładowy!

Układając swoją próbę połasiłem się na wybór pewnego wyjątkowo oklepanego zadania. I tak się właśnie zastanawiam co ja sobie wtedy myślałem... :-P

To miał być dziennik z prawdziwego zdarzenia. Jak te wszystkie dzienniki podróżników, czy odkrywców, wielkich ludzi nauki i polityki! Myślałem, że będzie się pisał niemal sam. Guzik... ;-)



Mam go przy sobie 24/7. Tylko zwyczajnie o nim zapominam! A tak być nie może.

Dlaczego dziennik? :-)
Ilość pracy z tygodnia na tydzień jest coraz bardziej przytłaczająca. Organizacja czasu to temat na inny wpis, jeszcze do niej wrócę. Większą bolączką jest niestety ilość "sroczek". Spotkań, z których każde owocuje dziesiątkami pomysłów, wniosków i zadań. Pamięć zwyczajnie nie daje sobie sama rady :-)

I ok, można robić notatki podczas tych spotkań. I oczywiście, że je robię. Ale to zdecydowanie za mało. Spotkania mają swoje tempo, notatki które powstają często są dość chaotyczne, bardziej w formie list, map myśli, czy czegokolwiek, niż wpisów. Brakuje spoiwa. Nierzadko natrafiam na jakąś krótką notatkę której sensu ni w ząb nie rozumiem. A to dlatego, że nie poświęciłem czasu po spotkaniu na przeglądnięcie tego całego bajzlu :-)

Dziennik jest odpowiedzią na to. Uzupełnieniem notesu i kalendarza. Wpis w nim pozwala na prowadzenie myśli, wyraźne zaznaczenie rzeczy najważniejszych, relacji między nimi, a przede wszystkim zapisanie ulotnych wrażeń z takich spotkań. Inna rzecz jak dobrze skonstruować taki wpis. Na razie nie widzę szybszej drogi niż "30 kroków do mistrzostwa" - http://ben.casnocha.com/2010/11/the-30-steps-to-mastery.html

Druga sprawa - motywacja do prowadzenia dziennika. To jednak spora inwestycja czasu. Mam tendencję do umniejszania jej wartości, ale to czystej postaci "działanie w drugiej ćwiartce" ("7 nawyków skutecznego działania", Stephen Covey), długoterminowe korzyści z jego prowadzenia będą znacznie wyższe niż koszt chwilowej niewygody. Za miesiąc zresztą się wdrożę i zadziała nawyk ;-)

Jak tę motywację zdobyć?
Mam chyba pewien zwariowany pomysł. Co potrafi nawet monotonną grę/zbiórkę przerobić w niezapomniane doświadczenie? Stylizacja. Stąd "dziennik pokładowy" - trochę zabawy w starego wilka morskiego powinno dostatecznie urozmaicić mi tworzenie tych wpisów ;-) mam nadzieję uczynić z tego swego rodzaju rozrywkę, np. na długie podróże autobusem, czy pociągiem!

"A pirate I was meant to be, trim the sails and roam the see!" Garrr! :-D

1 komentarz: